środa, 22 maja 2013

Dzieciaki-przedszkolaki...

Wróciłam z zebrania w przedszkolu.

Zaproszono nas, rodziców grupy 4-latków, na popołudniowe spotkanie. „Ciocia” dotychczas opiekująca się grupą, do której uczęszcza Mała Mysza, spodziewa się dziecka. Tak więc dziećmi zajmie się nowa „Ciocia”...

Spotkanie miało być okazją do lepszego poznania się, przekazania kilku istotnych informacji organizacyjnych. Porozmawialiśmy o przygotowaniach do przedstawienia kończącego rok „szkolny”, o posiłkach, o możliwości przynoszenia przez dzieci książek (codziennie) i zabawek (tylko w piątki). No i fajnie. Było, ale się skończyło. „Ciocia’ wkroczyła na grząski teren...zakazów, nakazów, nagród i kar.
Spięłam się nieco słuchając wywodów na temat zasad przez nią narzuconych. Dobrodusznie pominę fakt, że Pani Opiekunka nie zechciała swoich pomysłów poddać pod dyskusję.

Podam dwa przykłady.

Raz: „Ciocia”, jak sama mówi, do jedzenia nikogo nie zmusza. Daje dziecku do wyboru: mała porcja, średnia lub duża. No i wybraną ilość jedzenia dziecko MUSI zjeść, bo inaczej czegoś nie będzie mogło (np. zjeść cukierka ofiarowanego przez Solenizanta czy Jubilata). No jasne, kary nie ma, zmuszania do jedzenie też. Ale wszak stoi „straszak” w postaci jakiejś tam kary czy sankcji. No to jest kara, czy jej nie ma?

Dwa: wprowadzony zostaje system zbierania przez dzieci znaczków, w trybie tygodniowym. Dziecko mające w swoim zeszycie 5 znaczków, było grzeczniejsze, od tego, które tych znaczków ma tylko 3. No i to mające 5 sztuk upragnionej naklejki, otrzyma nagrodę. A to lizaka, a to książkę z przedszkolnej biblioteki do wypożyczenia na weekend, a to jakąś mała książeczkę podarowaną przez „Ciocię”. My, rodzice, zostaliśmy poproszeni o włączenie się do akcji(dodatkowy przytulas, pochwała, lizak, wyprawa na plac zabaw – co kto chce), i uhonorowanie w domu naszego małego geniusza...

No i ja się pytam: po co takie zagrywki? Że niby nic nie każę, do niczego nie zmuszam. Ale...???

Wydaje mi się, że w procesie tzw. wychowania dziecka nie chodzi (a przynajmniej, nie powinno chodzić) o egzekwowanie swojej woli, ale o porozumienie i współpracę pomiędzy dzieckiem, a osobą dorosłą (opiekunem, rodzicem, nauczycielem).
Dziecko doskonale wie, co nam dorosłym się podoba, a co nie. Nie potrzebuje naszych kar, czy nagród. Potrzebuje nas, jako wzorca. Dajmy się zaobserwować dziecku z jak najlepszej strony. Postępujmy tak, jak chcemy by i ono postępowało.
Według mnie, nagradzanie/karanie pozbawia dziecko wewnętrznej motywacji do konkretnego (nie)zachowania. A stosowanie wspomnianych naklejek w grupie przedszkolnej, kreuje niepotrzebną rywalizację i może stanowić podstawę wykluczenia z grupy, tych dzieci które są niegrzeczne.
Ponadto taki system motywacyjny jest prostą drogą do złego rozumienia uczenia się w szkole. Tam system kar i nagród przekuto w oceny. To dla nich dziecko się uczy. A nie lepiej by uczyło się dla samej wiedzy? Tylko czy wówczas znajdą się nauczyciele, umiejący zmotywować dzieci do nauki? Tacy, którzy pokażą, że  wiedza jest fajna?

Droga bycia wzorcem wydaje się za trudna dla większości rodziców, nauczycieli, opiekunów...wybieramy często drogę na skróty, drogę szybkich (pozornych) efektów. A może lepiej włożyć więcej wysiłku, dłużej poczekać na rezultaty, ale niech będą one długofalowe?

Powyższe poddaję Wam (opiekunom, rodzicom, nauczycielom) pod rozwagę.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz