Deszczowa
i pochmurna niedziela zapowiadała się całkiem sympatycznie i atrakcyjnie:
wspólne gotowanie i rodzinne posiłki, spacer w lesie połączony z obserwowaniem ptaków
i wiewiórek.
A
po południu wydarzenie dnia. Mała Mysza, a wraz z nią ja, została zaproszona na
5 urodziny koleżanki. Imprezę zaplanowano w Fabryce Zabawy.
Nieco podejrzliwie podeszłam do słowa ‘fabryka’. Machnęłam jednak ręką, stwierdziłam, że pewnie jestem przewrażliwiona i się czepiam. Wszak mając do czynienia z różnej maści księgarnio-klubami dziecięcymi, miałam prawo spodziewać się fajnej, pełnej pozytywnych wrażeń zabawy. Czasu inspirujących zabaw i zabawnych pomysłów.
Nieco podejrzliwie podeszłam do słowa ‘fabryka’. Machnęłam jednak ręką, stwierdziłam, że pewnie jestem przewrażliwiona i się czepiam. Wszak mając do czynienia z różnej maści księgarnio-klubami dziecięcymi, miałam prawo spodziewać się fajnej, pełnej pozytywnych wrażeń zabawy. Czasu inspirujących zabaw i zabawnych pomysłów.
Po
obiedzie pomachałyśmy Naszemu Mężczyźnie i pojechałyśmy we wspaniałych
nastrojach do Fabryki…
Dla mnie
czar prysł w momencie instalowania się w przybytku uciech dziecięcych. I nie
chodzi mi o panujący tam gwar, czy wręcz hałas. To faktycznie była FABRYKA! Weszłyśmy
w tłum mniejszych i większych ludzi. Z
trudem udało nam się znaleźć naszą Jubilatkę. Jednocześnie w fabryce odbywało
się 6 przyjęć, których goście bili brawo dmuchającym od 3 do 11 świeczek w
boksach udających sale. Wszystkie dzieci hasały po wielkim plastikowym placu
zabaw. Za nimi, niczym papparazzi szukający sensacji, ganiała obsługa Fabryki
uzbrojona w aparaty fotograficzne, by dokumentować Wydarzenie.
Co rusz
któryś z nieletnich przybiegał z płaczem do rodzica, by ten pocieszył go i
pomógł odszukać koleżanki i kolegów, toaletę i inne strategiczne postaci oraz
miejsca. W tym tłumie, naprawdę trudno było się odnaleźć.
Dla mnie,
obserwatora i osoby dorosłej, było to smutne doznanie. Gdzie miejsce na beztroską zabawę w gronie
rówieśników? Gdzie miejsce na przygodę, inwencję, wyobraźnię…Gdzie, wreszcie,
możliwość uhonorowania Jubilatki?
Goryczy
dopełniły armatki do zadań specjalnych, którymi strzelać mogły do siebie dzieci, o zgrozo!, przy
aplauzie gawiedzi złożonej z rodziców, dziadków, opiekunów.
Łudziłam
się, że radosne chwile spędziła Mała Mysza. Niestety…po początkowym zachwycie
nad ilością zjeżdżalni, kolorowymi piłeczkami, pojawiła się frustracja. A to z
konieczności ciągłego poszukiwania ‘swoich’, a to braku zabawek czy kredek, a w końcu braku miejsca do
odpoczynku. Po raz pierwszy zdarzyło się, ze z dziecięcej imprezy MM wychodziła
bez sprzeciwu czy żalu.
Wyjechałyśmy
wypompowane i jakieś stłamszone. Nie wrócimy już do Fabryki Zabawy. Wybieramy
podchody, przebieranki, kolorowani, wycinanki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz